niedziela, 2 kwietnia 2017

5. Zima. Bonus


Dlatego lecę dziś nad miastem jak ptak
Wysoko tak, wolny jak nigdy wcześniej
Zostawiam Wam ziemskie więzienie i strach
Niesie mnie wiatr, ale być jedną z gwiazd nie chcę


     Nadeszła zima. Tegoroczna była naprawdę piękna. W porównaniu z poprzednią nawet największa plucha byłaby pewnie cudowna. O tej zeszłorocznej chciałeś zapomnieć, wyrzucić ją z pamięci. Wystarczyło, że wyjrzałeś za okno, a uśmiech sam wpływał na Twoje usta, Kamilu. Śnieg delikatnie prószył. Już nie mogłeś doczekać się świąt. W tym roku mieliście spędzić je z Twoimi rodzicami.

     Zebrałeś się szybko i nawet bez śniadania ruszyłeś w stronę studio. Wszystko dookoła napawało Cię optymizmem. Zbliżająca się wielkimi krokami premiera Jest super powodowała, że nie mogłeś usiedzieć na miejscu. Prace nad płytą już dawno się skończyły, a ty i tak dzień w dzień jeździłeś do wytwórni i pracowałeś. Zeus. Nie żyje. dużo dla Ciebie znaczył. I mimo że był to cholernie trudny okres, nie chciałeś o nim zapominać. Bo był przełomem. Teraz wielu nazywało Cię czołowym polskim raperem. Takim, o którym się pamięta. Należałeś do elity. Ale to nie było dla Ciebie najważniejsze. Najważniejsze było to, że się udało.

     Spojrzała na kartę. Przeczytała szybko kilkanaście liter, a jej serce zadrżało. Łzy napłynęły do oczu. Centralny punkt jej klatki piersiowej rytmicznie stukał.



Zostawiam Wam ziemskie więzienie i strach...

     To wróciło. Ten pieprzony stan beznadziei i depresji wrócił. Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. Nie powstrzymywała już łez. Złapała szybko telefon i wybrała numer Wojtka. Joteste odebrał po kilku sygnałach, a Julia rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Ej, co jest? - zapytał przerażony.
-On... On chce się zabić...

     Usłyszałeś trzask. Szybko ściągnąłeś słuchawki i odpychając się na fotelu od wielkiego biurka z konsolą, wystałeś i wyszedłeś z pomieszczenia.
-Kamil! - usłyszałeś Wojtka, ale nigdzie nie mogłeś go dostrzec. - Kamil! Kamil, gdzie ty, kurwa, jesteś?!
Wyszedłeś do niewielkiego hallu i ujrzałeś zapłakaną Julię i biegającego po wytwórni Jaskólskiego. Twój kumpel zaraz do Ciebie podbiegł i potrząsnął Twoimi ramionami, a Julia wtuliła się w Twoją klatkę piersiową. Nie wiedziałeś o co chodzi. Jeszcze przed dwoma godzinami wszystko było w porządku.
-Stary, co to, kurwa, ma być?! - Joteste wcisnął Ci w dłoń pomiętą kartkę.
Rozwinąłeś świstek papieru i ujrzałeś na nim tak dobrze znany Ci tekst. Przecież to był fragment Gwiazd, a Ty całkiem niedawno znalazłeś tę kartkę, bo kiedyś zapisałeś sobie ten cytat, by go nie zapomnieć.
-Jul... - złapałeś jej drobną twarz w obie dłonie. - Nic mi nie jest... Wszystko gra. Ej, mała. Jest super.


Skończyła się zima...


28 maja 2016.
18:28
piszę ostatni rozdział mając zaledwie jeden napisany
paradoks.
jutro jadę nad morze. idę się pakować

2 kwietnia 2017
16.54
koniec.
nieraz płakałam pisząc to.
za duże rany.
za świeże.
ale... ale dzięki Kamilowi zmieniło się moje życie.

publikuję to dokładnie rok po swoim pierwszym koncercie Kamila. wtedy, po koncercie, chciałam Mu podziękować za wszystko, co dla mnie zrobił. nie udało się. udało się dokładnie 9 dni temu. Jego wzrok sam mówił, że doskonale mnie rozumie i wie, co miałam wtedy w głowie. 

Zeus, dziękuję Ci.


środa, 29 marca 2017

4. Wiosna.

Nastała wiosna...

Wow, po tylu latach walki i trudu wreszcie przebiłem się na drugą stronę tego pieprzonego muru
Dziś jest jak w ulu, kiedy wchodzę do klubu, słowa słodkie jak miód wlewa mi się do uszu
Rok temu ta frekwencja była śmieszna jak "Mann i Materna"
Tylko w recenzjach zbierałem laury do wieńca
Do cna wypełniał moje serce żal - sama ,,anty" materia
Dziś ten sam rap to wartość wielka jak antymateria


     A co idzie za wiosną? Odrodzenie. To fizyczne, ale chyba bardziej liczyłeś na psychiczne, czyż nie? To też przyszło. Potrzebowało tylko trochę czasu, Kamilu. Ale Ty zawsze byłeś w gorącej wodzie kąpany. Rany na nadgarstkach zdążyły się zabliźnić. Siniaki zniknęły z ramion. Czułeś się dobrze sam ze sobą. A szczerze powiedziawszy, nie pamiętasz dnia, kiedy ostatni raz tak było.
     Cieszyłeś się najmniejszą rzeczą. Tym, że świeciło słońce, kiedy rano się budziłeś. Tym, że ekspedientka w sklepie życzyła Ci miłego dnia. Pamiętasz, kiedy po tym, jak odburknęła Ci coś pod nosem, wróciłeś do domu i zastanawiałeś się co złego zrobiłeś? Tak, Ty. Bo przecież ona wtedy była człowiekiem niepopełniającym błędów.
     Najbardziej chyba jednak cieszyłeś się z obecności Julii. Tego, że po prostu przy Tobie była. Zniosła razem z Tobą tyle, że nawet nie potrafisz wyrazić w słowach swojej wdzięczności do jej osoby. Teraz, siedząc nad kubkiem czarnej kawy, przyglądasz się jej jak śpi. To ona była, jest i będzie Twoim aniołem stróżem. To ona jest tą jedyną. Z pewnością.

     Wojtek siedział na kanapie i w skupieniu przyglądał się jak nerwowo, ale z pewnego rodzaju radością wrzucasz do walizki koszulkę Pierwszego Miliona. Oderwałeś się od pakowania i spojrzałeś na przyjaciela. Uśmiechnął się do Ciebie życzliwie. Miałeś wrażenie że od czasu tego wszyscy obchodzą się z Tobą jak z jajkiem i podchodzą do Ciebie z pewną dozą... hm, niepewności? Tak. To była niepewność. Miałeś już to  za sobą. Chciałeś żyć!
-Nie mogę się już doczekać. - przyznałeś zgodnie z prawdą.
-Kamil, jeśli to dla ciebie za wcześnie... Możemy odwołać tę trasę. To tylko kilka koncertów.
-Czy wyglądam jak ktoś, kto nie jest pewny swoich decyzji? Chcę tej trasy. Na prawdę za tym tęsknię. Chcę w końcu wyjść na scenę i poczuć się jak dawniej.

     Wyruszyliście z Łodzi. Warszawa. Olsztyn. Zielona Góra. Opole. Katowice. Rzeszów. Atmosfera w ekipie była inna niż kiedyś, ale miałeś nadzieję, że gdy wszyscy zobaczą, że stary Zeus jest Zeusem, klimat powróci. I już prawie było dobrze. Pierwszy koncert. Teraz już wiesz, dlaczego Joteste nie chciał Ci wcześniej dać listy kawałków, które mieliście zagrać. Na ostatniej pozycji ujrzałeś to, co do dnia dzisiejszego śniło ci się po nocach. Hipotermia.

     Siedziałeś na scenie. Kartka, którą od dobrych kilku minut dzierżyłeś w prawej dłoni była już mocno pomięta. Po chwili słyszałeś wolne kroki.
-Nie zagramy Hipotermii. - powiedziałeś cicho, ale dobitnie, nawet nie wiedząc kto do Ciebie dołączył.
-Ludzie najbardziej oczekują akurat tego kawałka...
-Wojtek, nie zagramy! - Jaskólski spojrzał w Twoje oczy. Były pełne bólu. Tak, jakby to wszystko miało nagle wrócić. A tyle walczyłeś o normalne życie! - To nie przejdzie mi przez gardło.
-Zagramy ją.
-Nie wyjdę na scenę. - zagroziłeś.
-Tak? Jesteś taki pewny? Jesteś gotów skompromitować się przed całym środowiskiem? Proszę bardzo.
I tu Cię miał... Bo Zeus... Zeus był dla Ciebie, Kamilu, cholernie ważny.

     Raz, dwa, trzy. Niepewnie wszedłeś na scenę. Mimo wszystko bałeś się, ale czułeś radość. Wróciłeś do tego, co dawało Ci tyle szczęścia. Wesoło powitałeś publiczność, która przyszła do warszawskiej Iskry na Polach Mokotowskich. Na koniec koncertu... wtedy stało się to, czego bałeś się najbardziej. Stałeś przy mikrofonie nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Po całej sali rozbrzmiało charakterystyczne wejście do Hipotermii. Byłeś w kropce. Wojtek zrobił to specjalnie. Spojrzałeś na stojącego go na skraju sceny. Wskazywał Ci zaciśnięte kciuki. Przełknąłeś ogromną gulę w gardle, zrobiłeś krok w przód i...

Nie mam pojęcia, co się stało ze mną
Coś zamieniło światło w ciemność - Negatyw
Ostatni rok, dwa miałem ciężko

     Miałeś ciężko. Ledwo słowa wychodziły z Twojego gardła. Ledwo było je słychać na sali. Twoje serce kołatało w piersi i czułeś, że zaraz opuści klatkę piersiową i pójdzie sobie na spacer. Ręce Ci drżały. Były całe mokre. Przechodziły Cię dreszcze. Rozglądałeś się niepewnie, ale też nerwowo po sali. Mimo wszystko, nie chciałeś ich zawieść. Modliłeś się o koniec utworu. Ze zdenerwowania przymykałeś powieki, pod którymi zbierały się łzy...

Hipotermia! Zimny wiatr!
Rozwiewa szlak po niespełnionych marzeniach
Gdzieś tam na dnie mojego zmarzniętego serca ja
Nie umiem znaleźć z sobie światła nawet w świetle dnia...
...
Ja jestem inny. Kiedyś byłem z tego dumny
Dziś nie wiem sam czy kiedyś będę szczęśliwy, czy zdechnę smutny jak teraz
Lecz wiem, bo przekonałem się nieraz, że nie ma co wychodzić z kina, póki trwa seans.

      Udało się. Już nie ukrywałeś łez. Publiczność skandowała Zeus, Zeus!, a cała ekipa Pierwszego Miliona podeszła do Ciebie i ściskając Cię, gratulowała pokonania bariery. Oni wierzyli w Ciebie, Kamilu. Zawsze. A dlaczego? Bo byli Twoimi przyjaciółmi.

     Myślałeś, że ta Hipotermia była ostatnią, jaką wykonasz. Ha, los lubił płatać Ci figle. Tak na prawdę, Wojtek wymyślił terapię po terapii. Na każdym koncercie miałeś wykonać ją, jednak im późniejszy koncert, tym piosenka znajdowała się wyżej na liście. W Rzeszowie miała być pierwszą. Wykonałeś ją już na spokojnie. Wierzyłeś, że dzięki niej, po raz kolejny pokonasz to. 

     Przekręciłeś zamek w drzwiach. Kilka sekund dzieliło Cię od Julii. Popchnąłeś lekko dębowe drzwi i ujrzałeś ją w przedpokoju. Stała i z nieopisaną radością wpatrywała się w Ciebie. Z szerokim uśmiechem porwałeś ją w swoje ramiona. Z ramionami zaciśniętymi na Twojej szyi, niemal nie dawała Ci oddychać. Spojrzała na Ciebie. Jej oczy błyszczały od łez, ale wiedziałeś, że były to łzy szczęścia.
-Jestem z ciebie tak cholernie dumna, wiesz? - zapytała, ściskając w dłoniach Twoje policzki.
-Może to zabrzmi egoistycznie, ale... sam jestem z siebie dumny. 
-Chodź. Mam dla ciebie niespodziankę.
Zasiadłeś za stołem z ciemnego drewna. Julia udała się do sypialni, by po chwili wrócić z niej z małym kwadratowym pudełeczkiem. Podała Ci je i chciała odejść ale przyciągnąłeś ją do siebie i posadziłeś na kolanach. Rozwiązałeś błękitną wstążkę i podniosłeś wieczko.
-Obawiam się... - zacząłeś poważnie. - Że na mnie będą za małe. - wyciągnąłeś przed siebie dziecięcy bucik i zmierzyłeś ze swoją stopą. - Ale na naszego synka będą idealne.
Julia tylko cicho się zaśmiała, mocniej przytulając się do Ciebie.
-Naprawdę? - spojrzałeś jej w oczy. - Tak cholernie się cieszę!


Ja zawsze przy Tobie byłem, Kamilu.
Człowiek, po prostu, musi przez pewne rzeczy przejść.
Zesłałem to na Ciebie, by Cię wzmocnić.
Nadal jestem i będę przy Tobie,

Twój Anioł Stróż.


Skończyła się wiosna...

To było dla mnie cholernie ważne. 
Zapraszam na ostatni, dodatkowy...
Zima. Bonus. już niebawem.


niedziela, 26 marca 2017

3. Zima.

Nastała zima...

Nie mam pojęcia, co się stało ze mną
Coś zamieniło światło w ciemność - Negatyw!
Ostatni rok, dwa miałem ciężko
Znowu czuję się jak przegrany śmieć, bo
wszystko się wali, prócz tej ściany przede mną


     Zrezygnowałeś ze skoku. Może to, że na balkonie obok znalazł się ten chłopak, nie było przypadkiem? Może został on wysłany z góry, a On nad Tobą czuwa? Przecież Ty w Niego nie wierzysz. Nie wiedziałeś, ale z dnia na dzień było z Tobą coraz gorzej, Kamilu. Napady złości i agresji przeplatały się ze stanami lękowymi. Julia się bała. Widziałeś to. Znikała, kiedy tylko pojawiałeś się w mieszkaniu. Wojtek na każdym kroku pytał się jak może Ci pomóc, ale Ty tylko wtedy wpadałeś w jeszcze większą złość, bo przecież nic Ci nie jest. A było. Tylko Ty nie wiedziałeś co. Nie poszedłeś do lekarza. Uważałeś, że nikt nie jest w stanie Ci pomóc. Tylko Ty sam możesz dać sobie oddech. Bałeś się, że to nie przejdzie. Że będzie tylko gorzej i gorzej.
     Słowa nijak nie chciały przelać się na papier. To był koszmar. Chciałeś za wszelką cenę odbić się od dna, ale czułeś, że coś jakby przywiązało Ci do niego stopy. Zima  była najgorsza. Posunąłeś się do kroku, którym kiedyś się brzydziłeś. W sumie - nadal się brzydzisz. Nie wiesz, jak do tego doszło. Po prostu - stało się. Podniosłeś na nią rękę. A ona była dla Ciebie najważniejsza. Chciałeś sam siebie za to ukarać, ale nic nie było w stanie doprowadzić Cię do takiego bólu, jaki sprawiłeś jej - psychicznego.
     Wróciłeś do brania. Nie miałeś pieniędzy na kolejne dawki, ale zadłużałeś się, by tylko ukoić piętrzący się w Tobie ból. Sięgnąłeś po kolejną rzecz. Głęboko w szufladzie w łazience skryte były żyletki. Nie dawałeś rady. Kamilu.... Niewiele dzieliło Cię od tamtego świata. Jeden raz poszedłeś o krok za daleko...

Skończyła się zima...

Nie umiem już pisać tego...
Zbyt dużo to przypomina...
Jestem po Jego kolejnym koncercie.
I wiecie co?
Odważyłam się.
Poszłam i Mu podziękowałam.
Przytulił mnie i powiedział, że mam się trzymać.

Bo dzięki Niemu jest o wiele lepiej.

piątek, 5 sierpnia 2016

2. Jesień

Nadeszła jesień...

Nie ma czasu na pieprzenie o cierpliwości
Życie to bieg, kto nie biegnie - umiera
Nie ma czasu na zabawę w podchody
Mamy tylko chwilę na seks
Albo w to wchodzisz, albo cię tu nie ma, sorry
Cały fejs już wie, że jesteś ex



Czułeś, że coś było nie tak. Nie na miejscu. Ciągle odganiałeś od siebie myśli, ale nadchodził moment, kiedy nie wytrzymywałeś. Wybuchy złości, a czasem i agresji powoli stawały się niemal codziennością. Każda wizyta w studio zawsze kończyła się tak samo - ogromna kłótnia, a zaraz potem trzaskałeś drzwiami i z piskiem opon odjeżdżałeś spod wytwórni. Wsiadanie za kółko nie było najlepszym pomysłem, ale jak się uparłeś.... nie było na Ciebie mocnych, Kamilu.

Krok. Drugi. Trzeci. Telefon irytująco wibrował w przedniej kieszeni spodni. Nie odbierałeś. Nie miałeś najmniejszego zamiaru. Dobrze wiedziałeś, że dzwoni Wojtek. Wkurwił się na Ciebie za to, że po prostu rzuciłeś wszystkim, wyszedłeś, tak po prostu. Ale Ty nie dawałeś już rady. Wszystko wokół Ciebie się sypało. Pieniądze zainwestowane w muzykę... tak, w MUZYKĘ... nie dawały zysków. Całymi dniami zastanawiałeś się tylko czy starczy Ci do pierwszego i czy przypadkiem nie zgaśniesz. Torebki z białymi proszkami były pochowane w najdziwniejszych zakamarkach Twojego mieszkania. Wszystko było wykonane tak precyzyjnie, by Julia o niczym się nie dowiedziała. Bałeś się. Cholernie się bałeś. Bo jeśli ona zauważyłaby, że coś ukrywasz, byłbyś martwy. Choć... w Twoim aktualnym położeniu byłoby Ci to na rękę. Jesteś idiotą, Rutkowski!

Padłeś. Nie wytrzymałeś. Wpadłeś do domu jak piorun. Julii nie było. Nie miałeś pojęcia, gdzie się podziewała, ale zostawiła kartkę, że będzie około dwudziestej. Popatrzyłeś na zegar - punkt siedemnasta. Miałeś czas, by się uspokoić, a potem wszystko posprzątać i przywrócić się do ładu, tak, by nie zauważyła. Wzrok skupiłeś na ciemnej półce w salonie. Piąta? Szósta kryjówka? Powoli otwarłeś szufladę i spod stosu segregatorów wyjąłeś swój skarb. Szeroko uśmiechnąłeś się na widok narkotyku.
-Długo na mnie czekałeś, nie?
Dwie godziny później mieszkanie w nawet najmniejszym stopniu nie przypominało tego, co działo się w nim wcześniej. Było po Tobie widać, że coś jest nie tak, ale już miałeś wymówkę... Przeziębienie? Ból głowy? Na co padnie tym razem?

A w nocy, kiedy ona leżała tuż obok Ciebie, nerwowo przewracając się z boku na bok, miałeś wyrzuty sumienia... Jak za każdym razem. Dręczyło Cię to wszystko. Miałeś już dość. Julia trzymała Cię przy życiu, ale nie raz bywały dni niemocy. Miałeś ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Zerwałeś się z łóżka i udałeś się do dużego pokoju. Drzwi balkonowe były otwarte. Stąd wiał ten chłód. Październikowe powietrze było okrutnie zimne. Mimo to wyszedłeś na zewnątrz. I wtedy podkusiło Cię coś... Co by było gdyby...? Gdyby Ciebie zabrakło? Rozważałeś. Notowałeś w głowie wszystkie za i przeciw. Barierka balkonu stawała się coraz niższa. Niesamowicie Cię kusiło. Dlaczego? Bo przecież Ty to Zeus. A Zeus. Nie żyje.

Stałeś już po drugiej stronie. Wizja lotu z ósmego piętra była dla Ciebie przerażająca, ale nie wahałeś się ze stanięciem od zewnątrz. W głowie miałeś tysiące wersów, które stworzyłeś. I wtedy. Wtedy w bloku na przeciwko zapaliło się światło. Zdałeś sobie sprawę, że, gdy wyszedłeś na balkon była druga w nocy, a tymczasem ludzie zbierali się już do pracy, a na dworze robiło się już jasno. I uderzyło Cię jedno...
-Zostawiam wam ziemskie cierpienie i strach...

Odwróciłeś głowę w lewo, skąd dochodził dźwięk. Na balkonie mieszkania obok siedział młody chłopak. W ustach trzymał papierosa. Kawa w kubku, który stał na parapecie pewnie już dawno wystygła. Nie wiedziałeś, ile tam "z Tobą" tkwił. Od początku? Wszedł w trakcie? Nie masz pojęcia, ale walić to. Zastanawiało cię jedno. Dlaczego usłyszałeś akurat swoją piosenkę?!
-Nie rób tego. Nie warto. - powiedział cicho.
-Co ci do tego?
-Też chciałem. Zrezygnowałem... Poza tym... Ona cię kocha.

Dostałeś z liścia.

Skończyła się jesień...
Strumień

Podczas słuchania Gwiazd.
Bo przecież lecę dziś nad miastem, jak ptak...


piątek, 20 maja 2016

1. Lato

Nadeszło lato...

Mój świat leci na pysk
Full strat mam a nie zysk
Znów dna sięgam, czy dziś... zgasnę?
Choć nie zawsze chce się żyć
Nie jestem jednym z tych
Co w trakcie walki opuszczają gardę!




Ile jesteś w stanie wytrzymać w odczuciu totalnej beznadziei? Tydzień? Dwa? Miesiąc? To coś pogłębiało się. Z dnia na dzień Twoje myśli schodziły coraz niżej i niżej. Pragnąłeś odciąć się od otaczającego Cię świata. Zamknąć się w swoim domu - swoich czterech ścianach i nie dopuszczać do siebie nikogo, nawet Jej.  Bywały takie momenty, że budziłeś się z uśmiechem za ustach, a zasypiałeś ze zmęczenia po ciągłych nerwach i stanie depresyjnym. Zdarzały się też takie, w których wolałeś nie wychodzić z domu, by przypadkiem kogoś nie zabić. Najgorzej jednak było wtedy jak ogarniało Cię poczucie bezwartościowego człowieka - takiego, który nie ma niczego do zaprezentowania, nie wie po co żyje i takiego, który ciągle zastanawia się czy ze sobą nie skończyć. Myśli o samobójstwie jednak Ciebie nie dotykały. Mimo nieutożsamiania się z żadną religią, uważałeś, że  po coś na tym świecie jesteś. Masz jakąś misję. A Twoją misją była muzyka, która w obecnej sytuacji nawet nie chciała się układać...

Łódź od zawsze traktowałeś jak swój dom. Teofilów był Twoim miejscem na ziemi, do którego zawsze, ale to zawsze wracałeś. Było źle. Czasem, tak po prostu, potrzebowałeś wyjść. Miejscem, do którego się udawałeś był bałucki park. Siadałeś na ławce pod starym drzewem i po prostu myślałeś. Wyraz Twojej twarzy nie był zachęcający. Ludzie mijali Cię szerokim łukiem, a w Twoim sercu rozgrywało się piekło. To w tym miejscu stworzyłeś tyle utworów. Zamykałeś oczy i przywoływałeś tyle wspomnień. Nieraz uroniłeś łzę. Nie czułeś się wtedy mężczyzną, bo przecież w Twoim mniemaniu było, że prawdziwy facet nigdy nie ryczy. Ile było potrzeba czasu, by Twój światopogląd tak drastycznie się zmienił. Drastycznie - ale na lepsze.

Bywało, że ze stanu zawieszenia wyrywał Cię Wojtek. To on potrząsał Tobą w najbardziej nieznośnych chwilach. Byłeś rozkapryszonym dzieckiem, które tupało, stukało, wrzeszczało i Dobry Bóg wie, co jeszcze robiło, by dostać to, co chciało. Teraz, z perspektywy czasu nienawidzisz tamtego Kamila. Zastanawiasz się jak mogłeś taki być, ale mimo wszystko, mimo przeciwności losu, dziękujesz za ten okres, bo dzięki niemu jesteś tym, kim jesteś i jesteś tam, gdzie jesteś.

Wojtek... Twój brat. Nie rodzony, ale brat. Wyciągał Cię z największych bagien, w jakie mogłeś wpaść. To on ratował Cię, gdy widział, że przesadzasz z procentami albo czymś o wiele gorszym. Bo kiedyś nie wyobrażałeś sobie dobrej imprezy bez dodatków. Nie wiesz, jak Julia mogła to znieść. Podziwiasz jej zaangażowanie w pomocy Tobie. Bo ona przy Tobie była i nigdy, ale to nigdy Cię nie opuściła. A Ty?

Właśnie. Wracałeś do domu po całym dniu w studio i co? Tak po prostu ją olałeś. Przywitałeś się zwykłym cześć, a potem szybko coś jadłeś, brałeś prysznic i szedłeś spać. Nikt nie wiedział, co Ci jest. Co się stało. Ale to, co było najgorsze, miało dopiero nadejść, bo to, co działo się w lecie było drobnostką i naprawdę widziałeś pozytywy, by w tego wyjść...

Skończyło się lato...

Dzień dobry!
Mam nadzieję, że to, co tutaj przeczytacie, choć w małym stopniu przypadnie Wam do gustu.
Będzie to coś zupełnie innego.
Nie siatkarskiego.
A muzycznego.

Jak pewnie zauważyliście, tytuł - 1. Lato - całe to moje kolejne małe dzieło będzie składało się z czterech, kolejno nazwanych porami roku, części. Plus może coś bonusowego na koniec. Pomyślę.
Bez zbędnego gadania.
Yo!
Em.



niedziela, 10 kwietnia 2016

Początek: Pamiętam jak w trasę wyjeżdżał dziadek...

...
Dostałem od świata wiele i dałem światu trochę
Szarpałem w pasach się nieraz nim zrozumiałem drogę
Co piątek czuję się jak we wnętrzu tornada
Bo pędzi wszystko w okół mnie, gdy tułam się jak nomada!


'Nazywam się Kamil, ale mówią na mnie Zeus' - zazwyczaj tak Kamil zaczyna swoje koncerty. Ja też chciałabym zacząć tę historię. I zacznę.
Powiem Wam, że Hipotermia jest tak samo bliska mojemu sercu jak Idealni. Będzie ona troszkę inna niż reszta mojej twórczości, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Skąd w ogóle pomysł na Zeusa? Hm. To troszkę skomplikowane. Znam go już trochę czasu. Kręcę się w tym kręgu jednak niedługo. Kamil nieświadomie mi bardzo pomógł. Dzięki niemu zmienił się mój światopogląd, za co jestem mu bardzo wdzięczna.
Przez Hipotermię chciałabym przekazać Wam cząstkę siebie, trochę serducha.
Jakiś czas temu miałam okazję być na koncercie Zeusa i przeżyłam coś niesamowitego. Po prostu. Nadal nie mogę się pozbierać.

Pamiętajcie jednak, że historia nie jest prawdziwą historią Kamila Rutkowskiego. To tylko moja pieprzona wyobraźnia płata mi figle. I znów muszę coś stworzyć. Obnażę swoje serce, by uwolnić to, co siedzi we mnie od dawna.

Mam nadzieję, że tu zostaniecie.
Już niedługo.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Em.