piątek, 5 sierpnia 2016

2. Jesień

Nadeszła jesień...

Nie ma czasu na pieprzenie o cierpliwości
Życie to bieg, kto nie biegnie - umiera
Nie ma czasu na zabawę w podchody
Mamy tylko chwilę na seks
Albo w to wchodzisz, albo cię tu nie ma, sorry
Cały fejs już wie, że jesteś ex



Czułeś, że coś było nie tak. Nie na miejscu. Ciągle odganiałeś od siebie myśli, ale nadchodził moment, kiedy nie wytrzymywałeś. Wybuchy złości, a czasem i agresji powoli stawały się niemal codziennością. Każda wizyta w studio zawsze kończyła się tak samo - ogromna kłótnia, a zaraz potem trzaskałeś drzwiami i z piskiem opon odjeżdżałeś spod wytwórni. Wsiadanie za kółko nie było najlepszym pomysłem, ale jak się uparłeś.... nie było na Ciebie mocnych, Kamilu.

Krok. Drugi. Trzeci. Telefon irytująco wibrował w przedniej kieszeni spodni. Nie odbierałeś. Nie miałeś najmniejszego zamiaru. Dobrze wiedziałeś, że dzwoni Wojtek. Wkurwił się na Ciebie za to, że po prostu rzuciłeś wszystkim, wyszedłeś, tak po prostu. Ale Ty nie dawałeś już rady. Wszystko wokół Ciebie się sypało. Pieniądze zainwestowane w muzykę... tak, w MUZYKĘ... nie dawały zysków. Całymi dniami zastanawiałeś się tylko czy starczy Ci do pierwszego i czy przypadkiem nie zgaśniesz. Torebki z białymi proszkami były pochowane w najdziwniejszych zakamarkach Twojego mieszkania. Wszystko było wykonane tak precyzyjnie, by Julia o niczym się nie dowiedziała. Bałeś się. Cholernie się bałeś. Bo jeśli ona zauważyłaby, że coś ukrywasz, byłbyś martwy. Choć... w Twoim aktualnym położeniu byłoby Ci to na rękę. Jesteś idiotą, Rutkowski!

Padłeś. Nie wytrzymałeś. Wpadłeś do domu jak piorun. Julii nie było. Nie miałeś pojęcia, gdzie się podziewała, ale zostawiła kartkę, że będzie około dwudziestej. Popatrzyłeś na zegar - punkt siedemnasta. Miałeś czas, by się uspokoić, a potem wszystko posprzątać i przywrócić się do ładu, tak, by nie zauważyła. Wzrok skupiłeś na ciemnej półce w salonie. Piąta? Szósta kryjówka? Powoli otwarłeś szufladę i spod stosu segregatorów wyjąłeś swój skarb. Szeroko uśmiechnąłeś się na widok narkotyku.
-Długo na mnie czekałeś, nie?
Dwie godziny później mieszkanie w nawet najmniejszym stopniu nie przypominało tego, co działo się w nim wcześniej. Było po Tobie widać, że coś jest nie tak, ale już miałeś wymówkę... Przeziębienie? Ból głowy? Na co padnie tym razem?

A w nocy, kiedy ona leżała tuż obok Ciebie, nerwowo przewracając się z boku na bok, miałeś wyrzuty sumienia... Jak za każdym razem. Dręczyło Cię to wszystko. Miałeś już dość. Julia trzymała Cię przy życiu, ale nie raz bywały dni niemocy. Miałeś ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Zerwałeś się z łóżka i udałeś się do dużego pokoju. Drzwi balkonowe były otwarte. Stąd wiał ten chłód. Październikowe powietrze było okrutnie zimne. Mimo to wyszedłeś na zewnątrz. I wtedy podkusiło Cię coś... Co by było gdyby...? Gdyby Ciebie zabrakło? Rozważałeś. Notowałeś w głowie wszystkie za i przeciw. Barierka balkonu stawała się coraz niższa. Niesamowicie Cię kusiło. Dlaczego? Bo przecież Ty to Zeus. A Zeus. Nie żyje.

Stałeś już po drugiej stronie. Wizja lotu z ósmego piętra była dla Ciebie przerażająca, ale nie wahałeś się ze stanięciem od zewnątrz. W głowie miałeś tysiące wersów, które stworzyłeś. I wtedy. Wtedy w bloku na przeciwko zapaliło się światło. Zdałeś sobie sprawę, że, gdy wyszedłeś na balkon była druga w nocy, a tymczasem ludzie zbierali się już do pracy, a na dworze robiło się już jasno. I uderzyło Cię jedno...
-Zostawiam wam ziemskie cierpienie i strach...

Odwróciłeś głowę w lewo, skąd dochodził dźwięk. Na balkonie mieszkania obok siedział młody chłopak. W ustach trzymał papierosa. Kawa w kubku, który stał na parapecie pewnie już dawno wystygła. Nie wiedziałeś, ile tam "z Tobą" tkwił. Od początku? Wszedł w trakcie? Nie masz pojęcia, ale walić to. Zastanawiało cię jedno. Dlaczego usłyszałeś akurat swoją piosenkę?!
-Nie rób tego. Nie warto. - powiedział cicho.
-Co ci do tego?
-Też chciałem. Zrezygnowałem... Poza tym... Ona cię kocha.

Dostałeś z liścia.

Skończyła się jesień...
Strumień

Podczas słuchania Gwiazd.
Bo przecież lecę dziś nad miastem, jak ptak...


piątek, 20 maja 2016

1. Lato

Nadeszło lato...

Mój świat leci na pysk
Full strat mam a nie zysk
Znów dna sięgam, czy dziś... zgasnę?
Choć nie zawsze chce się żyć
Nie jestem jednym z tych
Co w trakcie walki opuszczają gardę!




Ile jesteś w stanie wytrzymać w odczuciu totalnej beznadziei? Tydzień? Dwa? Miesiąc? To coś pogłębiało się. Z dnia na dzień Twoje myśli schodziły coraz niżej i niżej. Pragnąłeś odciąć się od otaczającego Cię świata. Zamknąć się w swoim domu - swoich czterech ścianach i nie dopuszczać do siebie nikogo, nawet Jej.  Bywały takie momenty, że budziłeś się z uśmiechem za ustach, a zasypiałeś ze zmęczenia po ciągłych nerwach i stanie depresyjnym. Zdarzały się też takie, w których wolałeś nie wychodzić z domu, by przypadkiem kogoś nie zabić. Najgorzej jednak było wtedy jak ogarniało Cię poczucie bezwartościowego człowieka - takiego, który nie ma niczego do zaprezentowania, nie wie po co żyje i takiego, który ciągle zastanawia się czy ze sobą nie skończyć. Myśli o samobójstwie jednak Ciebie nie dotykały. Mimo nieutożsamiania się z żadną religią, uważałeś, że  po coś na tym świecie jesteś. Masz jakąś misję. A Twoją misją była muzyka, która w obecnej sytuacji nawet nie chciała się układać...

Łódź od zawsze traktowałeś jak swój dom. Teofilów był Twoim miejscem na ziemi, do którego zawsze, ale to zawsze wracałeś. Było źle. Czasem, tak po prostu, potrzebowałeś wyjść. Miejscem, do którego się udawałeś był bałucki park. Siadałeś na ławce pod starym drzewem i po prostu myślałeś. Wyraz Twojej twarzy nie był zachęcający. Ludzie mijali Cię szerokim łukiem, a w Twoim sercu rozgrywało się piekło. To w tym miejscu stworzyłeś tyle utworów. Zamykałeś oczy i przywoływałeś tyle wspomnień. Nieraz uroniłeś łzę. Nie czułeś się wtedy mężczyzną, bo przecież w Twoim mniemaniu było, że prawdziwy facet nigdy nie ryczy. Ile było potrzeba czasu, by Twój światopogląd tak drastycznie się zmienił. Drastycznie - ale na lepsze.

Bywało, że ze stanu zawieszenia wyrywał Cię Wojtek. To on potrząsał Tobą w najbardziej nieznośnych chwilach. Byłeś rozkapryszonym dzieckiem, które tupało, stukało, wrzeszczało i Dobry Bóg wie, co jeszcze robiło, by dostać to, co chciało. Teraz, z perspektywy czasu nienawidzisz tamtego Kamila. Zastanawiasz się jak mogłeś taki być, ale mimo wszystko, mimo przeciwności losu, dziękujesz za ten okres, bo dzięki niemu jesteś tym, kim jesteś i jesteś tam, gdzie jesteś.

Wojtek... Twój brat. Nie rodzony, ale brat. Wyciągał Cię z największych bagien, w jakie mogłeś wpaść. To on ratował Cię, gdy widział, że przesadzasz z procentami albo czymś o wiele gorszym. Bo kiedyś nie wyobrażałeś sobie dobrej imprezy bez dodatków. Nie wiesz, jak Julia mogła to znieść. Podziwiasz jej zaangażowanie w pomocy Tobie. Bo ona przy Tobie była i nigdy, ale to nigdy Cię nie opuściła. A Ty?

Właśnie. Wracałeś do domu po całym dniu w studio i co? Tak po prostu ją olałeś. Przywitałeś się zwykłym cześć, a potem szybko coś jadłeś, brałeś prysznic i szedłeś spać. Nikt nie wiedział, co Ci jest. Co się stało. Ale to, co było najgorsze, miało dopiero nadejść, bo to, co działo się w lecie było drobnostką i naprawdę widziałeś pozytywy, by w tego wyjść...

Skończyło się lato...

Dzień dobry!
Mam nadzieję, że to, co tutaj przeczytacie, choć w małym stopniu przypadnie Wam do gustu.
Będzie to coś zupełnie innego.
Nie siatkarskiego.
A muzycznego.

Jak pewnie zauważyliście, tytuł - 1. Lato - całe to moje kolejne małe dzieło będzie składało się z czterech, kolejno nazwanych porami roku, części. Plus może coś bonusowego na koniec. Pomyślę.
Bez zbędnego gadania.
Yo!
Em.



niedziela, 10 kwietnia 2016

Początek: Pamiętam jak w trasę wyjeżdżał dziadek...

...
Dostałem od świata wiele i dałem światu trochę
Szarpałem w pasach się nieraz nim zrozumiałem drogę
Co piątek czuję się jak we wnętrzu tornada
Bo pędzi wszystko w okół mnie, gdy tułam się jak nomada!


'Nazywam się Kamil, ale mówią na mnie Zeus' - zazwyczaj tak Kamil zaczyna swoje koncerty. Ja też chciałabym zacząć tę historię. I zacznę.
Powiem Wam, że Hipotermia jest tak samo bliska mojemu sercu jak Idealni. Będzie ona troszkę inna niż reszta mojej twórczości, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Skąd w ogóle pomysł na Zeusa? Hm. To troszkę skomplikowane. Znam go już trochę czasu. Kręcę się w tym kręgu jednak niedługo. Kamil nieświadomie mi bardzo pomógł. Dzięki niemu zmienił się mój światopogląd, za co jestem mu bardzo wdzięczna.
Przez Hipotermię chciałabym przekazać Wam cząstkę siebie, trochę serducha.
Jakiś czas temu miałam okazję być na koncercie Zeusa i przeżyłam coś niesamowitego. Po prostu. Nadal nie mogę się pozbierać.

Pamiętajcie jednak, że historia nie jest prawdziwą historią Kamila Rutkowskiego. To tylko moja pieprzona wyobraźnia płata mi figle. I znów muszę coś stworzyć. Obnażę swoje serce, by uwolnić to, co siedzi we mnie od dawna.

Mam nadzieję, że tu zostaniecie.
Już niedługo.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Em.