środa, 29 marca 2017

4. Wiosna.

Nastała wiosna...

Wow, po tylu latach walki i trudu wreszcie przebiłem się na drugą stronę tego pieprzonego muru
Dziś jest jak w ulu, kiedy wchodzę do klubu, słowa słodkie jak miód wlewa mi się do uszu
Rok temu ta frekwencja była śmieszna jak "Mann i Materna"
Tylko w recenzjach zbierałem laury do wieńca
Do cna wypełniał moje serce żal - sama ,,anty" materia
Dziś ten sam rap to wartość wielka jak antymateria


     A co idzie za wiosną? Odrodzenie. To fizyczne, ale chyba bardziej liczyłeś na psychiczne, czyż nie? To też przyszło. Potrzebowało tylko trochę czasu, Kamilu. Ale Ty zawsze byłeś w gorącej wodzie kąpany. Rany na nadgarstkach zdążyły się zabliźnić. Siniaki zniknęły z ramion. Czułeś się dobrze sam ze sobą. A szczerze powiedziawszy, nie pamiętasz dnia, kiedy ostatni raz tak było.
     Cieszyłeś się najmniejszą rzeczą. Tym, że świeciło słońce, kiedy rano się budziłeś. Tym, że ekspedientka w sklepie życzyła Ci miłego dnia. Pamiętasz, kiedy po tym, jak odburknęła Ci coś pod nosem, wróciłeś do domu i zastanawiałeś się co złego zrobiłeś? Tak, Ty. Bo przecież ona wtedy była człowiekiem niepopełniającym błędów.
     Najbardziej chyba jednak cieszyłeś się z obecności Julii. Tego, że po prostu przy Tobie była. Zniosła razem z Tobą tyle, że nawet nie potrafisz wyrazić w słowach swojej wdzięczności do jej osoby. Teraz, siedząc nad kubkiem czarnej kawy, przyglądasz się jej jak śpi. To ona była, jest i będzie Twoim aniołem stróżem. To ona jest tą jedyną. Z pewnością.

     Wojtek siedział na kanapie i w skupieniu przyglądał się jak nerwowo, ale z pewnego rodzaju radością wrzucasz do walizki koszulkę Pierwszego Miliona. Oderwałeś się od pakowania i spojrzałeś na przyjaciela. Uśmiechnął się do Ciebie życzliwie. Miałeś wrażenie że od czasu tego wszyscy obchodzą się z Tobą jak z jajkiem i podchodzą do Ciebie z pewną dozą... hm, niepewności? Tak. To była niepewność. Miałeś już to  za sobą. Chciałeś żyć!
-Nie mogę się już doczekać. - przyznałeś zgodnie z prawdą.
-Kamil, jeśli to dla ciebie za wcześnie... Możemy odwołać tę trasę. To tylko kilka koncertów.
-Czy wyglądam jak ktoś, kto nie jest pewny swoich decyzji? Chcę tej trasy. Na prawdę za tym tęsknię. Chcę w końcu wyjść na scenę i poczuć się jak dawniej.

     Wyruszyliście z Łodzi. Warszawa. Olsztyn. Zielona Góra. Opole. Katowice. Rzeszów. Atmosfera w ekipie była inna niż kiedyś, ale miałeś nadzieję, że gdy wszyscy zobaczą, że stary Zeus jest Zeusem, klimat powróci. I już prawie było dobrze. Pierwszy koncert. Teraz już wiesz, dlaczego Joteste nie chciał Ci wcześniej dać listy kawałków, które mieliście zagrać. Na ostatniej pozycji ujrzałeś to, co do dnia dzisiejszego śniło ci się po nocach. Hipotermia.

     Siedziałeś na scenie. Kartka, którą od dobrych kilku minut dzierżyłeś w prawej dłoni była już mocno pomięta. Po chwili słyszałeś wolne kroki.
-Nie zagramy Hipotermii. - powiedziałeś cicho, ale dobitnie, nawet nie wiedząc kto do Ciebie dołączył.
-Ludzie najbardziej oczekują akurat tego kawałka...
-Wojtek, nie zagramy! - Jaskólski spojrzał w Twoje oczy. Były pełne bólu. Tak, jakby to wszystko miało nagle wrócić. A tyle walczyłeś o normalne życie! - To nie przejdzie mi przez gardło.
-Zagramy ją.
-Nie wyjdę na scenę. - zagroziłeś.
-Tak? Jesteś taki pewny? Jesteś gotów skompromitować się przed całym środowiskiem? Proszę bardzo.
I tu Cię miał... Bo Zeus... Zeus był dla Ciebie, Kamilu, cholernie ważny.

     Raz, dwa, trzy. Niepewnie wszedłeś na scenę. Mimo wszystko bałeś się, ale czułeś radość. Wróciłeś do tego, co dawało Ci tyle szczęścia. Wesoło powitałeś publiczność, która przyszła do warszawskiej Iskry na Polach Mokotowskich. Na koniec koncertu... wtedy stało się to, czego bałeś się najbardziej. Stałeś przy mikrofonie nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Po całej sali rozbrzmiało charakterystyczne wejście do Hipotermii. Byłeś w kropce. Wojtek zrobił to specjalnie. Spojrzałeś na stojącego go na skraju sceny. Wskazywał Ci zaciśnięte kciuki. Przełknąłeś ogromną gulę w gardle, zrobiłeś krok w przód i...

Nie mam pojęcia, co się stało ze mną
Coś zamieniło światło w ciemność - Negatyw
Ostatni rok, dwa miałem ciężko

     Miałeś ciężko. Ledwo słowa wychodziły z Twojego gardła. Ledwo było je słychać na sali. Twoje serce kołatało w piersi i czułeś, że zaraz opuści klatkę piersiową i pójdzie sobie na spacer. Ręce Ci drżały. Były całe mokre. Przechodziły Cię dreszcze. Rozglądałeś się niepewnie, ale też nerwowo po sali. Mimo wszystko, nie chciałeś ich zawieść. Modliłeś się o koniec utworu. Ze zdenerwowania przymykałeś powieki, pod którymi zbierały się łzy...

Hipotermia! Zimny wiatr!
Rozwiewa szlak po niespełnionych marzeniach
Gdzieś tam na dnie mojego zmarzniętego serca ja
Nie umiem znaleźć z sobie światła nawet w świetle dnia...
...
Ja jestem inny. Kiedyś byłem z tego dumny
Dziś nie wiem sam czy kiedyś będę szczęśliwy, czy zdechnę smutny jak teraz
Lecz wiem, bo przekonałem się nieraz, że nie ma co wychodzić z kina, póki trwa seans.

      Udało się. Już nie ukrywałeś łez. Publiczność skandowała Zeus, Zeus!, a cała ekipa Pierwszego Miliona podeszła do Ciebie i ściskając Cię, gratulowała pokonania bariery. Oni wierzyli w Ciebie, Kamilu. Zawsze. A dlaczego? Bo byli Twoimi przyjaciółmi.

     Myślałeś, że ta Hipotermia była ostatnią, jaką wykonasz. Ha, los lubił płatać Ci figle. Tak na prawdę, Wojtek wymyślił terapię po terapii. Na każdym koncercie miałeś wykonać ją, jednak im późniejszy koncert, tym piosenka znajdowała się wyżej na liście. W Rzeszowie miała być pierwszą. Wykonałeś ją już na spokojnie. Wierzyłeś, że dzięki niej, po raz kolejny pokonasz to. 

     Przekręciłeś zamek w drzwiach. Kilka sekund dzieliło Cię od Julii. Popchnąłeś lekko dębowe drzwi i ujrzałeś ją w przedpokoju. Stała i z nieopisaną radością wpatrywała się w Ciebie. Z szerokim uśmiechem porwałeś ją w swoje ramiona. Z ramionami zaciśniętymi na Twojej szyi, niemal nie dawała Ci oddychać. Spojrzała na Ciebie. Jej oczy błyszczały od łez, ale wiedziałeś, że były to łzy szczęścia.
-Jestem z ciebie tak cholernie dumna, wiesz? - zapytała, ściskając w dłoniach Twoje policzki.
-Może to zabrzmi egoistycznie, ale... sam jestem z siebie dumny. 
-Chodź. Mam dla ciebie niespodziankę.
Zasiadłeś za stołem z ciemnego drewna. Julia udała się do sypialni, by po chwili wrócić z niej z małym kwadratowym pudełeczkiem. Podała Ci je i chciała odejść ale przyciągnąłeś ją do siebie i posadziłeś na kolanach. Rozwiązałeś błękitną wstążkę i podniosłeś wieczko.
-Obawiam się... - zacząłeś poważnie. - Że na mnie będą za małe. - wyciągnąłeś przed siebie dziecięcy bucik i zmierzyłeś ze swoją stopą. - Ale na naszego synka będą idealne.
Julia tylko cicho się zaśmiała, mocniej przytulając się do Ciebie.
-Naprawdę? - spojrzałeś jej w oczy. - Tak cholernie się cieszę!


Ja zawsze przy Tobie byłem, Kamilu.
Człowiek, po prostu, musi przez pewne rzeczy przejść.
Zesłałem to na Ciebie, by Cię wzmocnić.
Nadal jestem i będę przy Tobie,

Twój Anioł Stróż.


Skończyła się wiosna...

To było dla mnie cholernie ważne. 
Zapraszam na ostatni, dodatkowy...
Zima. Bonus. już niebawem.


niedziela, 26 marca 2017

3. Zima.

Nastała zima...

Nie mam pojęcia, co się stało ze mną
Coś zamieniło światło w ciemność - Negatyw!
Ostatni rok, dwa miałem ciężko
Znowu czuję się jak przegrany śmieć, bo
wszystko się wali, prócz tej ściany przede mną


     Zrezygnowałeś ze skoku. Może to, że na balkonie obok znalazł się ten chłopak, nie było przypadkiem? Może został on wysłany z góry, a On nad Tobą czuwa? Przecież Ty w Niego nie wierzysz. Nie wiedziałeś, ale z dnia na dzień było z Tobą coraz gorzej, Kamilu. Napady złości i agresji przeplatały się ze stanami lękowymi. Julia się bała. Widziałeś to. Znikała, kiedy tylko pojawiałeś się w mieszkaniu. Wojtek na każdym kroku pytał się jak może Ci pomóc, ale Ty tylko wtedy wpadałeś w jeszcze większą złość, bo przecież nic Ci nie jest. A było. Tylko Ty nie wiedziałeś co. Nie poszedłeś do lekarza. Uważałeś, że nikt nie jest w stanie Ci pomóc. Tylko Ty sam możesz dać sobie oddech. Bałeś się, że to nie przejdzie. Że będzie tylko gorzej i gorzej.
     Słowa nijak nie chciały przelać się na papier. To był koszmar. Chciałeś za wszelką cenę odbić się od dna, ale czułeś, że coś jakby przywiązało Ci do niego stopy. Zima  była najgorsza. Posunąłeś się do kroku, którym kiedyś się brzydziłeś. W sumie - nadal się brzydzisz. Nie wiesz, jak do tego doszło. Po prostu - stało się. Podniosłeś na nią rękę. A ona była dla Ciebie najważniejsza. Chciałeś sam siebie za to ukarać, ale nic nie było w stanie doprowadzić Cię do takiego bólu, jaki sprawiłeś jej - psychicznego.
     Wróciłeś do brania. Nie miałeś pieniędzy na kolejne dawki, ale zadłużałeś się, by tylko ukoić piętrzący się w Tobie ból. Sięgnąłeś po kolejną rzecz. Głęboko w szufladzie w łazience skryte były żyletki. Nie dawałeś rady. Kamilu.... Niewiele dzieliło Cię od tamtego świata. Jeden raz poszedłeś o krok za daleko...

Skończyła się zima...

Nie umiem już pisać tego...
Zbyt dużo to przypomina...
Jestem po Jego kolejnym koncercie.
I wiecie co?
Odważyłam się.
Poszłam i Mu podziękowałam.
Przytulił mnie i powiedział, że mam się trzymać.

Bo dzięki Niemu jest o wiele lepiej.